Spacer pełen nostalgii i wzruszeń
Czasami tak się dzieje, że stary szyld sklepowy próbuje wydostać się spod kolejnych warstw farby i tynku…
Niektórzy powiadają, że nic nie dzieje się bez przyczyny, ten szyld wydostał się na powierzchnię by przypomnieć nam o naszych dawnych sąsiadach, których niemieccy zbrodniarze postanowili krwawo wymazać z naszej pamięci, ale ten szyld miał jeszcze jedną misję – przywołać Michaela Schoenholtza do miasta i kraju jego przodków.
A jak się to wszystko zaczęło?
„Michael – po przeczytaniu jednego z odcinków bloga Magdaleny Krysińskiej-Kałużnej publikowanego na naszej stronie i odkryciu tam informacji o członku swojej rodziny – skontaktował się z nami, odnalazł w ciągu kilku miesięcy nowe informacje o swojej rodzinie, poznał kilku jej członków (którzy wcześniej nawzajem nic o sobie nie wiedzieli), odnalazł nieznane fotografie.
Usłyszeliśmy od Michaela niezwykle poruszającą historię jego – wywodzącej się z Konina – rodziny.” – napisali na swoim fanpage członkowie Akcji Konin, organizatora tego spaceru z historią naszego miasta, żydowskimi sąsiadami i rodziną Michaela w tle.
Spotkanie w konińskiej synagodze poprowadził Piotr Rybczyński, kierownik konińskiego oddziału Archiwum Państwowego, otworzył przed nami wrota do swej studni wiedzy i tak piliśmy z niej dużymi haustami, dowiadując się o relacjach z konińskimi Żydami na przestrzeni wieków.
Potem Michael ustami uroczych tłumaczek z I LO opowiedział nam tragiczną historię swojej rodziny, pokazał fotografię dużej żydowskiej rodziny z której wielu jego członków familii zostało bestialsko unicestwionych. Między innymi Lajb Zajdlic i jego żona, właściciele kamienicy i sklepu spożywczego przy obecnej ulicy Jarosława Dąbrowskiego 20.
Człowiek, który wcześniej nie czuł więzi z krajem swoich przodków, z miastem w którym żyli, po przeczytaniu artykułu o szyldzie na sklepie jego krewniaków, rozpoczął z sukcesem poszukiwania swej rodziny i przywołany mocą szyldu przybył do Konina.
Podczas jego opowieści dowiedzieliśmy się też o mieszkańcach Konina, którzy po wypędzeniu Żydów z Konina zajęli ich dawny dom, ale uszanowali ich spuściznę, stare zdjęcia i kryształy, które po powrocie członków rodziny Lajba przekazali im i zamieszkali wspólnie, co nie było taką oczywistością w powojennej historii Polski.
A cóż dla mnie znaczyło to ciekawe spotkanie? Bardzo dużo! Jakiś czas temu gdy dowiedziałem się o tym szyldzie i fotografowałem tę kamienicę pisząc artykuł o tym znalezisku nawet nie przypuszczałem, że uda mi się poznać historię tej konińskiej rodziny, uścisnąć dłoń ich krewniaka Michaela i zobaczyć ich twarze na przedwojennej fotografii. Lubię takie momenty, gdy historia zatacza krąg i przywołuje krewniaka Lajba do Konina.
Świetne spotkanie ze spacerem śladami mieszkańców żydowskiego Konina, wiedza Piotra Rybczyńskiego jest godna uwagi i warto z niej korzystać pełnymi garściami, ucieszyła mnie informacja o możliwości kolejnych spacerów, zapewne nie tylko mnie bo z tego romansu z historią Konina w tle skorzystała dość liczna grupa naszych mieszkańców, było nas około osiemdziesięciu.
Lubię też takie zwroty akcji gdy podczas spaceru zza bramy wygląda potomek dawnych konińskich piekarzy, pan Koziarski i dzieli się z nami tym co pamięta, ludzi którzy tu mieszkali, dowiadujemy się jak bramy do piekarni pilnowali Rosjanie, by w pierwszej kolejności wypieczony chleb trafił do ruskich sołdatów.
Brawo organizatorzy, cieszę się, że mogłem poznać tę ciekawą historię i uścisnąć dłoń Michaela!