MANIUSZKA POSIAŁA RZEŻUCHĘ I WZRUSZENIA!

Krytyka pisze o niej, że „śpiewa chórem bliżej nieokreślonego plemienia”. Tę opinie zbadała publiczność „Wiosennych porządków”, koncertu-zjawiska – kulturowego, muzycznego, literackiego i autorskiego. Śpiewem, sceniczną charyzmą i wewnętrzną harmonią o/czarowała ich Maniucha Bikont artist, której towarzyszyli na Małej Scenie Konińskiego Centrum Kultury wyjątkowi muzycy, Assaf Talmudi, Szczepan Pospieszalski i Ksawery Wójciński.

Maniucha spędziła 10 lat podróżując po rubieżach Europy. Jest doktorem antropologii i badaczką kultury wiejskiej. Żyła, mieszkała, jadła, pomagała i śpiewała z kobietami z Białorusi, Ukrainy, Rosji, polskiego Podlasia, kielecczyzny i radomszczyzny. Skąd wzięła się ta zjawiskowa artystka? Jako dziecko usłyszała ukraiński, folklorystyczny zespół Drewo i nie mogła o tym zapomnieć. Do tego stopnia, że premiera solowego albumu Maniuchy odbyła się na jesieni tamtego roku. Od pierwszych dźwięków i fraz słychać, że to nie jest zwyczajny krążek, lecz opowieść o życiu, które traktuje nas ambiwalentnie, zaklęta w muzyce.

– Utwory, które słychać na płycie „Wiosenne porządki” są oczywiście autorsko przetworzone. Pierwotne pieśni opisują obrzędy, cykle życia, pór roku, towarzyszą ludziom w pracy i codzienności – wyjaśnia artystka. Teraz, wraz z muzykami wyruszyli w trasę. Konin był trzecim miejscem, w którym wykonali utwory pochodzące z jej nowego albumu. Na mapie znajdzie się ich jeszcze pięć.

Maniucha ukończyła szkołę muzyczną w klasie fortepianu, sama nauczyła się grać na tubie. Zostawił ją u niej w domu na dłuższy czas kolega i tak to się zaczęło. Dwa lata temu zagrała na niej do filmu animowanego „Chłopi”. A w koncercie używała instrumentów perkusyjnych, techniki śpiewu białego, tekstów Marcina Wichy, z którym omawiała szczegóły i napisała teksty, uszyte na jej miarę. Bo wiosenne porządki robiła przecież w sobie, podsumowując dekadę swojego życia, doświadczeń, refleksji, trudnych przeżyć, emocji, niemożliwości sięgnięcia do rodowych tajemnic, wspomnień czy własnej podświadomości.

W finale koncertu w naszym mieście artystka i muzycy wykonali jeszcze bardzo starą pieśń o radzieckim kosmonaucie, który zabierze nas wszystkich na Marsa. – W muzyce tradycyjnej nie ma podziału na publiczność i wykonawców, śpiewają wszyscy! – zachęcała Maniucha.

W odległy, magiczny świat wschodniej rubieży zabrały słuchaczy dźwięki trąbki, kontrabasu, i instrumentów klawiszowych. Z każdym z muzyków pracuje od dawna. W solowym projekcie, pozwolili jej oczyścić umysł i serce, i pewnie oczyścili swoje. Widzowie byli podobnego zdania. Maniucha rozmawiała później z nimi, podpisywała płytę i rozdawała teksty wydrukowane na płachcie papieru.

Tekst i zdjęcia: Konińskie Centrum Kultury

Udostępnij na: