O konińskim szpitalu Tadeusza bajanie…
W momencie przeniesienia oddziałów szpitalnych – czytaj 1925 rok z ulicy Kolskiej do dawnej siedziby Monopolu Spirytusowego przy „Szosie Kaliskiej” – obecna ul. Szpitalna, mieszkańcy Konina mawiali: To tak daleko, że nawet wrony zawracają, bowiem boją się dalej frunąć… Dziś ze względu na rozrastanie się miasta „dawna” odległość wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Każdy z nas, czy powodem radosnych, czy też dramatycznych, tudzież rodzinnych odniesień posiadł jakieś „związki” ze szpitalem. Niżej podpisany z placówką leczniczą miał dość „regularny” kontakt, a powodem były sprawy nie związane ze zdrowiem lecz z wodą.
W miejscu gdzie obecnie ulokowano obecną Szkołę Podstawową nr. 15 rodzice prowadzili ogrodnictwo. Dziwnym trafem cieki wodne omijały ową posiadłość, a wiadomym jest, że do uprawy kwiatów oraz warzyw koniecznym jest i woda. Z tak prozaicznych powodów Tato czerpał wodę ze studni głębinowej mieszczącej się na terenie szpitala, by kolejno gromadzić ją w zamontowanych na terenie posesji zbiornikach. Nie było tabletów, komputerów, zatem „wycieczka” wozem po wodę do szpitala, była czymś więcej niż atrakcją… Stukot oraz praca „lokomobili” pompującej wodę, możliwość podglądania pracy rzemieślników… tak… tak rzemieślników, bowiem szpital wówczas zatrudniał stolarzy, ślusarzy, tapicerów oraz całą otoczkę personelu mistrzowskiego. O ile pobyt na terenie „zaplecza” szpitala stanowił dla mnie radość, to przejazd obok na wiele lat pozostawił po sobie traumę. W połączeniu z budynkami szpitala znajdowało się prosektorium oraz miejsce przechowywania zwłok. Dzieci nie boją się własnej śmierci, lecz swoich bliskich, stąd przemykając obok wymienionych pomieszczeń odwracałem głowę… jednakże nieraz zdarzyło się spojrzeć…
W sposób nieco skrótowy opisałem moje „związki” ze szpitalem, a dzięki fotografiom przechowanym przez Honoratę Gibowską i uprzejmości Zofii Gibowskiej Kręglewskiej mogę poznać szpital z czasów dwudziestolecia międzywojennego. Fotogramy – ze względu na ich ogrom podzieliłem i postaram się zamieszczać cyklicznie. Uwagę ewentualnego Czytelnika pozwolę skierować na trzy pierwsze fotografie: Pierwszą na użytek własny nazwałem „ogłoszenie”, bowiem w tle zdjęcia zapoznamy się z godzinami umożliwiającymi odwiedziny chorego… Druga, to ówczesny personel w habicie, a wówczas etymologia słowa siostro w odniesieniu do obecnych pielęgniarek stanie się przejrzystą. Nie byłbym sobą gdybym trzeciej fotografii nie skwitował: przy tak uroczej opiece, trudno by było nie wyzdrowieć!!!
Tadeusz Kowalczykiewicz