Cerkiew

Najczęściej znamy ją z widokówek, zdjęć, a tylko nieliczni posiłkują się, a raczej posiłkowali się przekazami rodziców, dziadków. Dzisiejsza nieobecność świątyni prawosławnej podparta dawnymi fotogramami wywołuje smutek, że budowla zniknęła z krajobrazu miasta. Z tego powodu wspomagając się zapisami archiwalnymi postaram się bajać o jej „ostatnich dniach”.

Cerkiew została pobudowana na potrzeby Kargopolskiego Pułku Ułanów, podobnie urzędników rosyjskich, oraz ich rodzin. Wybudowano ją, a raczej przerobiono w 1889 roku budynek Kasy Skarbowej na cerkiew prawosławną. Koszt budowy w większości poniosła kasa miejska Konina. Warto zapamiętać dane o roku pobudowania, oraz „za czyje” cerkiew prawosławna powstała, ponieważ zarówno data, oraz kwota pojawiać się będą wielokrotnie w pismach do Ministerstwa, oraz władz województwa łódzkiego.

Cerkiew powodem opuszczenia grodu w 1910 roku przez Kargopolski Pułk Ułanów utraciła wiernych, a odwiedzali ją jeszcze tylko nieliczni urzędnicy rosyjscy wraz z rodzinami. Stąd i zamilkł numer telefoniczny „24” przynależny do ostatniego proboszcza kościoła prawosławnego Aleksandra, syna Bazylego Świełowa. Ostateczny upadek cerkwi zaczął się wraz z wybuchem I Wojny Światowej. Po wejściu do Konina Niemców, okupanci kompletnie rozgrabili kościół, zrywając również miedziane poszycie dachowe. Brak dachu na budynku niesie wiadome skutki. Wraz z odzyskaniem przez Polskę niepodległości władze Starostwa podjęły działania mające na celu ocalenie cerkwi, tudzież adaptacją budynku na inne cele.

Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze, a w tym wypadku również brak aktów prawnych w rodzącym się po 123 latach zaborów państwie polskim. W listopadzie 1919 roku Starostwo wysłało pismo do władz wojewódzkich o pomoc finansową w zabezpieczeniu niszczejącej cerkwi lub przeznaczeniu jej na inne cele. Podkreślano, że w 1899 cerkiew była pobudowana za „nasze”. Władze wojewódzkie odpowiedziały, że jeżeli budowa była za „wasze”, to oni do tego nic nie mają, a dodatkowych funduszy, na zabezpieczenia nie posiadają, bowiem ważniejszym itd…. Niezrażeni urzędnicy Starostwa, dwudziestego szóstego lutego 1920 roku przesłali prośbę, tym razem do Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Warszawie o pomoc, oraz zajęcie stanowiska. Ministerstwo szóstego marca 1920 roku odpowiedziało także prośbą o czasowe wstrzymanie się nad wszelkimi czynnościami, bowiem trwają prace nad ustawą mającą rozwiązać wszelkie problemy dotyczące innych wyznań.

Czas leciał, cerkiew popadała w ruinę, a wymiana korespondencji trwała. Padały propozycje przebudowania byłej świątyni dla potrzeb np.: biur sejmiku powiatowego, lekarza powiatowego, lekarza weterynarii, powiatowego inżyniera, architekta powiatowego itd. Zgłosiła się również z ofertą pani M, proponująca wynajęcie byłej cerkwi na sklep. Monitowano, pisano, czas upływał, a budynek cerkwi chylił się ku upadkowi. Ostatecznie 20 marca 1923 roku komisja w składzie: tu pełna lista nazwisk i podpisów dokonała przeglądu stanu cerkwi podejmując decyzję o rozbiórce świątyni „w najbliższym czasie”. Jeszcze próbowano „walczyć” jednakże lipcowa burza 1924 roku zerwała całą więźbę dachową, a i na miasto spadły koszty wynikłe z powodzi tysiąclecia. Z tak oczywistych powodów w 1925 roku ogłoszono przetarg na rozbiórkę budynku. Do przetargu zgłosiło się kilku oferentów, między innymi firma ciesielska Itman – Ciesielski z Konina, której oferta była najbardziej obiecującą. Zapisano w niej, że firma: zdejmie drzewo, rozbierze mury i fundamenty do głębokości 1,20, oczyści cegły, rozbierze wszelkie urządzenia, usunie gruzy, a materiały ułoży na placu, gdzie zostaną poddane licytacji.

Jak mówili, tak zrobili i budynek cerkwi zniknął już na stałe z krajobrazu Konina. Ułożone na placu materiały z rozbiórki poddano licytacji, z których pierwsza odbyła się 22 lutego 1926 roku. Przedmioty poddane pod licytację niekiedy budzą zdziwienie, bowiem wśród nich między innymi znajdziemy: belek nadgnitych 27 po 10 złotych 30 groszy za sztukę, słupków nadgnitych 12 po 1 zł 12 gr za sztukę, gwoździ żelaznych – zardzewiałych 20 po 12 gr za sztukę itd.

Materiały z rozbiórki cerkwi leżały na placu, a i przed licytacją dostęp był do nich bez ograniczeń, zatem pojawiły się kradzieże, do których odnosiła się Policja Państwowa. To dobrze, jednakże forma sporządzanych notatek z prowadzonego śledztwa niekiedy trąci myszką. W jednej z nich urzędnik Starostwa podpowiada: „Zaznacza się przytem, że skradzione płytki są identyczne do wyglądu i wymiaru jakie kupił Wład. Stasiński z publicznej licytacji i ułożył je w przedsionku swego kino- teatru” Niby czarne na białym, bowiem podpowiedź kieruje nas w stronę właściciela dziesiątej muzy. Na szczęście policjanci poszli swoim tropem i znaleźli skradzione płytki, jednakże nie tam, gdzie sugerował urzędnik, lecz na posesji równie znanej konińskiej persony, której nazwisko przemilczę.

Dokumentacja w postaci pism, notatek, monitów z „ostatnich dni” cerkwi prawosławnej w Koninie jest bardzo obfita i ze względu na jego obszerność, powtarzalność treści pism, pozwoliłem sobie bajać, a nie przedstawić szczegółową kwerendę.

Tadeusz Kowalczykiewicz

Udostępnij na: