Bajanie o ukochanej ulicy – część VI
Jak ważnym jest dokumentowanie otoczenia za pomocą fotografii niech za przykład posłuży dzisiejsza wspomnieniowa wędrówka. Bajanie o wyglądzie dawnego Konina zaczniemy wspomnieniem o budynku posadowionym tuż przed siedzibą Szkoły Muzycznej, a zakończymy przy zbiegu ulic Szarych Szeregów z 3 Maja.
Zatem przenieśmy się wyobraźnią na początek lat dwudziestych ubiegłego wieku i zasiądźmy wygodnie na wozie kupca udającego się w kierunku północnym. Przywołany przekroczył granice miasta od strony przedmieść kaliskiego, tudzież kolskiego. Minął kościół św. Ducha i ruszył w kierunku majaczącej w oddali monumentalnej bryły kościoła św. Bartłomieja. O ile na początku ulicy towarzyszyła mu zwarta zabudowa, to po przejechaniu 200 metrów niczym wysepki pośród wód kłaniały się podróżnemu już tylko pojedyncze domy. Około stu metrów przed mostem posłanym na odnodze Warty zabudowania zniknęły, a kupca otoczyły łąki, rozpadliska, a w okresie wysokich stanów Warty jej rozlewiska.
Widok rozdzielonego zabudową, a przywołanego powyżej Konina spędzał sen z oczu również włodarzom miasta. Chodziło nie tylko o estetykę, lecz przede wszystkim o perspektywę rozbudowy miasta. Mieszczanie, tudzież pragnący się w grodzie nad Wartą osiedlić oczekiwali na place pod budowę domów, sklepów, czy warsztatów.
Na listopadowej sesji Rady Miasta w 1922 roku podjęto decyzję o sporządzeniu planów rozwoju dla miasta. Plany i marzenia to jedno, jednakże tereny zalewowe wokół Konina stanowiły poważny problem dla ich realizacji. Podczas kolejnych spotkań zaproponowano podwyższenie terenów, co w przyszłości umożliwiłoby na tym miejscu budowę domów, tudzież innych obiektów. Na pierwszy „ogień” dla realizacji zamierzeń wyznaczono pas wokół ulicy 3 Maja.
Z tego powodu wzdłuż nadmienionej ulicy posłano tory… Nie… nie, nie miały być one przyczynkiem do uruchomienia linii kolejowej pomiędzy Kaliszem, a Koninem, lecz magistralą służącą do jazdy po nich wózków wypełnionych ziemią.
By sobie uzmysłowić „stację początkową” dla szynowych wehikułów zatrzymajmy się oparci wspomnieniem o rektyfikację braci Waidmana i Szpilfogela od strony ulicy Kolskiej. Wówczas wyobraźnią przywołamy pozostawiony przez wycofujący się lodowiec skłon z wywyższeniem na Pawłówku, a skierowany spadem w stronę ulicy Kolskiej. Wywyższenie ujrzymy bardzo wyraźnie, bowiem jest 1923 rok i budynku szkoły jeszcze w tym miejscu brak. I to właśnie stąd zaczęto wybierać ziemię, by kolejno wózkami posadowionymi na torach wozić urobek w miejsca, o których bajamy. Wobec braku fotograficznego zapisu zasypywanych miejsc tylko z akt archiwalnych dowiemy się o kubaturze pozyskiwanej ziemi, o częstotliwości, podobnie o okresach jej wożenia. Przeczytamy również o niebezpieczeństwie z tym związanym oraz wypadkach zdarzających się podczas prac. Uzupełnieniem zapisów staną się opowiadania przodków, ponieważ dokumentacji fotograficznej, „jak nima…, tak nima”. By choć odrobinę przybliżyć „zieloność” oraz brak zabudowy ulicy tuż przed dzisiejszym skrzyżowaniem ulic Szarych Szeregów z 3 maja posłużę się kadrami z fotogramów. Uważny obserwator pośród zieleni dojrzy „kiosk spożywczy” pobudowany w tym miejscu w 1921 roku(przez wielu kiosk jest mylnie brany za dawną rogatkę miejską).
Inwestorką obiektu oraz właścicielką była pani Jadwiga Kurzawska. Jako „pisaną” formę braku w tym miejscu zabudowy posłuży nam ogłoszenie zamieszczone w Gazecie Warszawskiej z 1928 roku: – Sprzedam kiosk spożywczy położony przy ulicy 3 Maja w Koninie – blisko straży. Ktoś z Czytelników już w pierwszym odruchu zapyta: gdzie siedziba straży, a gdzie kiosk? Po głębszym zastanowieniu zrozumiemy, że ewentualnego kupca niezbyt zachęciłaby adnotacja: sprzedam kiosk spożywczy położony wśród łąk i rozlewisk przy ul. 3 Maja. Na fotogramie obok, zoczymy kolejnych właścicieli, którzy kiosk już nie wśród błoń, a na wprost „Domu Strzelca” z powodzeniem do 1939 roku prowadzili.
Wraz z upływem czasu „podwyższone” grunta, stały się wielką atrakcją dla inwestorów. Pierwszym domem pobudowanym na miejscu, o którym bajamy była posesja Leopolda Janca. Na zdjęciach, to budowla z „zaokrąglonym narożnikiem” – sąsiad o „ścianę” obecnej Szkoły Muzycznej. O ile sam budynek, a raczej jego „zaokrąglony narożnik” był podobny do już istniejącego i należącego do rodziny Kamińskich(ten obok „klucza), to już sklep kosmetyczny w nim umieszczony stał się hitem. Z opowiadań rodzinnych po linii żeńskiej zapamiętałem westchnienia do kosmetyków firmy „Izis”, czy od Świtalskiej (nie jestem pewien, czy nie przekręciłem nazwiska).
Kolejnym chętnym do posadowienia swojej siedziby na „podwyższonym placu” został „Związek Strzelecki” – po wojnie Dom Kultury, a obecnie Szkoła Muzyczna. O kontrowersjach, oraz obawach, czy „świeżo” usypany grunt wytrzyma dość obszerny, jak na tamte czasy budynek bajałem już we wspomnieniach o historii tego domu. Następnym w „kolejce” stał „Cech Rzemieślniczy” … i w ten sposób jedna ze stron wokół ulicy 3 Maja została wypełniona domami.
W 1938 roku, tuż przy odnodze Warty, a vis a vis budynku „Cechu” posadowiono dom, z podobnymi do już istniejących zaokrągleniami narożnika. O ile pierwsze i drugie piętro zajęli lokatorzy, to na parterze ulokowano sklep z wyrobami firmy „Bata” (firma założona w Zininie – Czechy, przez trójkę rodzeństwa). Wyroby w postaci obuwia, podobnie torebek podbijały ówczesną Europę. Otwarcie sklepu pod szyldem „Bata” odbiło się szerokim echem w Koninie, oraz sąsiadujących miejscowościach. W grodzie z koniem w herbie, było ci „szewców wielu”. W produkcji obuwia zgodnie z trendem mody, a niekiedy go kreując byli „Bracia Fryzińscy” ze sklepem oraz zakładem w rynku. Pojawienie się „światowej firmy” ich nie zraziło, a wręcz zdopingowało do większego wysiłku. Ze wspomnień Waldemara Kozickiego, który ze względu na korzenie niemieckie, jako dziecko przebywał podczas II Wojny Światowej w Koninie, dowiedziałem się, że sklep pod szyldem „Bata” działał również podczas okupacji. Po II Wojnie Światowej….
Wracając do zabudowy wokół ulicy 3 Maja, to w opowiadanym miejscu „najkrótszy stażem” jest dom, oraz pracownia państwa Sypniewskich. Jego finał budowy przypadł na jesień 1960 roku. Na początku obiecałem nieco frywolności, zatem: Józef Sypniewski – inwestor domu był serdecznym kolegą mego Taty(na zdjęciu, to ten po prawo, w środku mój Ojciec, a po lewej stronie wspólnik Taty J. Olszak). Pan Sypniewski oraz mój Tato byli kolegami od dziecka, a w latach młodzieńczych „chadzali w konkury” do mojej Mamy. Ten ceniony fotograf był człekiem bardzo dowcipnym, stąd wiele… bardzo oryginalnych ujęć swojej osoby w tym wypadku jako „comboj”. Z okazji oddania domu, oraz pracowni fotograficznej i ja wraz z Rodzicami w parapetówce uczestniczyłem, co prawda nie miód i wino piłem, lecz ciastkami się raczyłem….
Tadeusz Kowalczykiewicz