HORTEX

Spoglądając na zdjęcia transportowałem się wspomnieniem do lat siedemdziesiątych. Retrospekcji przyświecała myśl, że z każdą budową, czy to w jej trakcie, tudzież przed lub po, wiążą się wspomnienia mające niekiedy anegdotyczny charakter.

Miałem ten zaszczyt, że jako członek „firmy budowlanej” budowałem Hortex – czytaj budynek ze zdjęcia. Wykopy pod fundamenty zaczęliśmy jesienią 1976 roku i w grudniu 1977 roku oddaliśmy inwestorowi obiekt pod klucz.

Dzięki zamieszkałej w Warszawie cioci, oraz turystycznym wypadom do stolicy odwiedzałem kawiarnię Hortexu mającą siedzibę przy skrzyżowaniu ulicy Świętokrzyskiej z Marszałkowską. Bogactwo towarowe w postaci wszelkiego rodzaju galaretek, „kompozycji lodowych”, ciastek, wywoływało smakową radość, jednakże podszytą smutkiem, że w Koninie takowych rarytasów nie uświadczysz. W momencie otrzymania planów budowlanych wypełniła mnie duma, że i mieszkańcy Konina uraczą swoje podniebienia delicjami z Hortexu.

Jak już nadmieniłem wcześniej, w grudniu oddaliśmy klucze inwestorowi, jednakże na obiekcie pod jego nadzorem pracowali nasi stolarze montujący boazerie, poręcze, szafki, itd.. itd . Wraz z nadejściem wiosny 1978 roku zostałem wezwany do gabinetu dyrektora, gdzie zastałem nieznanego dla mnie pana. Dyrektor nas przedstawił, stąd dowiedziałem się, że to przedstawiciel Hortexu z Płońska od tygodnia montujący wszelkiego rodzaju urządzenia do kawiarni oraz ciastkarni. Instalował urządzenia od strony „mechanicznej” i poprosił o pomoc przy podłączeniu ich do sieci elektrycznej. Dyrektor zasugerował bym oddelegował pracownika i nadzorował prace podłączeniowe. Do moich obowiązków należało również dokonać pomiarów, oraz sporządzić protokół zdawczo – odbiorczy.

Do prac wyznaczyłem Irka, który o elektryce wiedział wszystko lub prawie wszystko. Na drugi dzień o siódmej rano zameldowaliśmy się na miejscu. Irek był nie tylko świetnym fachowcem, ale również potrafił pracować bardzo sprawnie. Z tego powodu już pierwszego dnia została podłączona ponad połowa urządzeń. Pracownik Horteksu uruchamiał maszynę, kolejno płukał ją krystalicznej czystości spirytusem. Kolejno dokonywałem pomiaru i po nim na urządzenie zostawał założony biały fartuch opatrzony plombą. Przedstawiciel firmy był ukontentowany postępem prac, bo jak się zwierzył miał na to tydzień. Konfidencjonalnie przekazał mi plik bonów rabatowych, które mogłem wykorzystać po uruchomieniu obiektu. Poprosił również bym przekazał Irkowi, że w „nagrodę” za pomoc otrzyma skrzynkę spirytusu. Słownie: skrzynkę 95% rektyfikowanego spirytusu. Według mego zdania miłą zapowiedź przekazałem koledze, jednakże ku memu zdziwieniu tenże nie okazał nawet cienia zainteresowania. Moje osłupienie było tym większe, że Irek należał do osób kultywujących ówczesne tradycje budowlane.

Trzeciego dnia prace zostały ukończone i zgodnie z obietnicą pracownik Hortexu postawił przed kolegą obiecaną skrzynkę spirytusu. O dziwo Irek podziękował, jednakże odmówił jej przyjęcia…, jednocześnie dopytując, czy w zamian nie mógłby zabrać miedzianych, oraz mosiężnych rurek, podobnie parownika oraz wykonanych z powyższego metalu dwóch kociołków. Ależ oczywiście…. z lekka zaskoczony wyraził zgodę przedstawiciel firmy. Gdy my sporządzaliśmy protokół Irek pakował do samochodu „złom”, urządzenia pomiarowe oraz narzędzia. Kolega mieszkał tuż za granicami Konina, stąd poleciłem kierowcy, by go odwiózł do domu, a sam udałem się do firmy. Na temat wymiany spirytusu na „złom” więcej nie rozmawialiśmy.

Za kilka dni wizytując jedną z budów nie omieszkałem dopytać Irka o wątpliwą dla mnie transakcję. Irek spojrzał na mnie z politowaniem, pokiwał głową i powiedział: kierownik- praktyk, to z ciebie jest dobry, ale już myśleć przyszłościowo, to kompletnie nie potrafisz…. Ile byśmy pili ten spirytus? Tydzień? Miesiąc? Z rurek zrobię wężownicę, a z parownika destylator i wówczas mając taki zestaw, spirytusu będzie na lata…. Patrzyłem na niego z podziwem, bowiem dotarły do mnie słowa Adama Mickiewicza: „Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga, łam, czego rozum nie złamie”. Mijały lata, a ja ilekroć rozkoszowałem się rarytasami z Hortexu, podobnie obecnie patrząc na zdjęcia przed oczyma jawi się Irek oraz jego „złom”.

Ps. Niedługo minie pól wieku od zdarzenia, zatem wszelkie występki zostały przedawnione, dlatego się przyznam nieco parafrazowanymi słowami Wieszcza: I ja tam z gościem byłem, co prawda nie miód i wino…, lecz wyrób Irka piłem.

Tadeusz Kowalczykiewicz

Udostępnij na: