Mosty w Koninie

„Budujemy mosty, dla kogo, dla kogo, dla pana Starosty” lub „Zielony mosteczek niesie Kasię….” W ten sposób zwykliśmy śpiewać podczas dziecięcych zabaw. Koninianie do korzystania z powyższych słów są jak najbardziej uprawnieni. Ulokowanie miasta pośród bagien, mokradeł, oraz zamknięcie jego granic nurtem głównym Warty wraz z dwiema odnogami powodowało, że gród z koniem w herbie podczas wysokich stanów wody stawał się wyspą.

Dziś pragnę przywołać historię jednego mostu, o którym niewielu wie, pamięta, czy też słyszało. Jednakże pragnąc o „tajemniczym” moście bajać koniecznym jest słowo wstępne. Zatem skorzystajmy z zapisów pochodzących z lustracji grodu z 1559 roku, a w niej zakonotowano: „Most przez który jeżdżą ku Kaliszowi, ci mieszczanie powinni oprawować i oprawują. Most drugi, przez który jeżdżą ku Toruniowi, nie powinni mieszczanie oprawować”.

Zatem dowiedzieliśmy sie, że w 1559 roku gród z koniem w herbie posiadał dwa mosty. Jednakże świadomość lokalizacji grodu pośród moczarów, wylewisk nasuwa pewną wątpliwość. Z autopsji wiemy, że od mostu tuż za farą „przez który jeżdżą ku Kaliszowi” do Kaliskiego Przedmieścia – w miarę „suchego” podczas wylewów miejsca, odległość wynosi około 700 metrów. Nieco dłuższa, jest ta od mostu przez, „który jeżdżą ku Toruniowi” do Czarkowa. Wyobraźmy sobie powódź, tudzież bagniska wypełnione roztopami, zatem, w jaki sposób dotrzeć do w/w mostów? W tym momencie pozwolę sobie przytoczyć nieco parafrazowane słowa Mikołaja Reja, stąd: „Koninianie nie gęsi i swój rozum mają”, a o rozwiązaniu problemu dowiemy się czytając lustracyjne zapisy z 1616 roku: „Iż dla nieporządnych mostów i grobel, z obu stron miasta, na rzekach bagnach będących, wszelki kupiec i furman obracał się inszym gościńcem. Czemu zapobiegając p. marszałek dzisiejszy ( Stanisław Przyjemski – dopisek mój) dzierżawcą starostwa tego jeszcze bywszy, aby miasteczko tym samym bardziej nie zniszczało, jako było poczęło( niszczeć), wielkim kosztem i sumptem mosty z obu stron pobudować wszytkie i groble , albo tamy posypać porządnie rozkazał, cośmy ex re oculis subiecta uznali. Opowiadano się…. ”.

Tak więc nasz dobrodziej – Stanisław Przyjemski w trosce o dochody, oraz, by „wszelki kupiec i furman nie obracał się innym gościńcem” groble, tamy, mosty, a tym samym dojazd do nich słać nakazał… Modernizacja, opieka, nadzór, trwały latami, o czym świadczą archiwalne zapisy, jednakże by nie zanudzać skupmy się na konotacjach lustracyjnych bliższych naszym czasom z 1789 roku: „ Idąc od oo. Reformatów do miasta, jest mostów dwa( pierwszy na skrzyżowaniu obecnej Żwirki i Wigury i 3 Maja, drugi tuż za farą- dopisek mój). Z drugiej strony miasta, na rzece samej Warcie, jest most Wielki. Przez Łęg od miasta aż do Czarkowa jest mostów 9.(słownie: dziewięć – dopisek mój) Te mosty wszystkie i groble między nimi są potrzebujące poprawy. Jakoż koło nich, podczas odbywającej się w mieście Koninie naszej lustracyi, ludzie robili. Z których (to mostów) jw. Starosta okazał prowentu zł. pol. 200, skarżąc się przed nami, iż na reparacyią i utrzymanie tych mostów nie równie większą ma ekspens”.

Zatem w 1789 roku gród nad Wartą mostów posiadł, aż dwanaście i taki stan utrzymał się długie lata. Na przełomie XVIII oraz XIX wieku most przy skrzyżowaniu Żwirki i Wigury z 3 Maja powodem zasypania odnogi rzeki zniknął, podobnie w pod koniec XIX wieku ograniczono ilość mostów na „Grobli Czarkowskiej”- nawiasem mówiąc, to pierwsza nazwa obecnej ulicy Wojska Polskiego.

Ktoś może powątpiewać, o potrzebie „przetykania” grobli, aż dziewięcioma mostami? Niestety przy ówczesnej technice, było to koniecznością, bowiem napór wody, podobnie kry podczas wysokich stanów Warty starłby z powierzchni zarówno jednolitą groblę, podobnie długie mosty. O różnicy w kosztach naprawy mostku, a mostu nie wspomnę. Dopiero oddanie do użytku w 1934 roku tzw. „żelaznego mostu” osadzonego na solidnych filarach pozwoliło poszerzyć groblę, stąd włodarzom sypiać spokojnie, a i podróżnym przemieszczać się bezpiecznie.

Zatem rozwiązaliśmy problem wędrówki przez Konin z południa na północ i vice versa. Jednakże mieszczan nurtował jeszcze problem z dotarciem, użyjmy ogólnego określenia na Borzętowo. W podobny sposób ograniczony był dostęp dla chętnych odwiedzenia parku. Co stawało na przeszkodzie?

Wyobraźmy sobie początek XX wieku, a wówczas wędrujący na zachód, w miejscu obecnego skrzyżowania ulicy Kopernika z Mickiewicza napotykali przeszkodę w postaci płynącej odnogi Warty, która w tym miejscu, ku głównemu nurtowi uparła się wody toczyć. Taki obraz grodu przetrwał do 1916 roku, bowiem wówczas nad ciekiem wodnym posłano „wiązadło” spajające brzegi. Most miał wygląd łuku, a jego długość wynosiła 16 metrów. Pobudowano go wraz z balustradami z drewnianych kantówek, osadzając w gruncie na ośmiu kwadratowych palach o szerokości boku 25 cm.

W roku 1924 powódź tysiąclecia zerwała zarówno most toruński, podobnie i opowiadany. Kolejno w latach następnych decyzją Rady Miasta zaczęto podwyższać tereny, tym samym zasypano odnogę Warty, stąd i most stał się zbytecznym. W 1930 roku Bożnicza połączyła się z Parkową przyjmując nazwę Mickiewicza. Wokół rosły domy niczym grzyby po deszczu, a nam o moście niegdyś w tym miejscu posłanym tylko bajać pozostało.

Tadeusz Kowalczykiewicz

Udostępnij na: