Narożnik

Do wędrówki w czas miniony zainspirowała mnie zgoda na wykorzystanie jednego ze zdjęć zgromadzonych w „albumie” Archiwum Społecznego przy Bibliotece Miejskiej w Koninie. Powróciły wspomnienia i niczym w barwnym korowodzie pojawiły się postacie, oraz ich losy związane z „narożem” lub winklem, jak dawniej mawiano pl. Zamkowego i ulicy Kramowej. Nie pytałem, stąd nie mam zgody na podanie pełnych nazwisk, zatem w wielu wypadkach zastąpię je inicjałami.

Wprzódy odrobina historycznych odniesień: ulica Kramowa stanowiła niepisaną część składową tzw. „dzielnicy żydowskiej”. Przy nadmienionej, zaczynając od pl. Zamkowego ulokowano dwa kramy, kolejno przelotową sień, a w niej klatkę schodową z wybiegami prowadzącymi na piętro oraz do piwnicy. Za sienią funkcjonowały cztery kramy i architektonicznie wpisana w budynek kolejna sień wiodąca do mieszkań na piętrze. Tuż za nią znajdował się sklep, jednakże z wejściem od strony ul. Trzeciego Maja. Taki obraz przetrwał do II Wojny Światowej. W wyniku eksterminacji dokonanej przez Niemców, społeczność żydowska, zatem i dzielnica zniknęła z krajobrazu Konina.

Po wojnie budynki, przejęła Konińska Spółdzielnia Mieszkaniowa. W mieszkaniach na piętrze zameldowali się nowi mieszkańcy, kramy wynajęto i ponownie na ulicy zakwitło życie. Rdzenni mieszkańcy mieli i mają to do siebie, że pamiętają, a w obawie o zapomnienie posługują się przyimkiem „po”. Z tego powodu wynajmujący kramy pamiętali, stąd podkreślali, że dzierżawią „po” : Berendzie , Grünbaumie, Iwanowiczu, po sklepie Lotki Blum, Loli Birbaum itd.

Teraz koniecznym jest posiłkowanie się zdjęciami. Żeby nie zanudzać skupię się na narożniku pl. Zamkowy – ul. Kramowa. Na zdjęciu pochodzącym z początku lat pięćdziesiątych dojrzymy drzwi wiodące do jednego z kramów. Celem sprzedaży materiałów bławatnych oraz skór…. tak, tak skór, i nie mam tu na myśli ubrań, lecz wygarbowanych płatów skórzanych nadających się do produkcji butów, pasków, torebek itd. wynajęło małżeństwo Urbaniaków. Tuż, obok zaistniał sklep z artykułami papierniczymi, kolejno sień, a za nią….

Niestety reformy Minca spowodowały, że prywatna inicjatywa poprzez domiary, brak dostępu do materiałów w hurtowniach, w których preferencje posiadł handel społeczny właściciele prywatni zostawali zmuszeni do zamknięcia swoich interesów. Najdłużej „utrzymał” się sklep pana „T” , jak miejscowi pozywali „u Globina” z narożnika Kramowej, oraz Trzeciego Maja wypełniony artykułami chemicznymi.

Ze względu na napływ ludności, a w związku z tym trudności mieszkaniowe dawne kramy zaczęto adaptować na lokale mieszkalne. Z tego powodu na zdjęciu udostępnionym przez „Archiwum Społeczne”, oraz innych dojrzymy ślad po zamurowanym wejściu do kramu i wstawionym w tym miejscu oknem. Wraz z naświetlaczami od strony pl. Zamkowego posadowiono schody prowadzące do jednopokojowego lokalu z kuchnią. W tak skromnych warunkach zamieszkała rodzina państwa „M”. Natomiast kram obok zajął sklep PSS z obuwiem. Nadmieniona rodzina państwa „M” była bardzo liczną i z tego powodu w połowie lat sześćdziesiątych przydzielono jej inne lokum. Wówczas kolejny raz zmienił się wizerunek budynku. Maleńkie pomieszczenie na sklep obuwniczy powiększono, wstawiono większe witryny, dzięki temu „market” rozłożył się na powierzchni: od narożnika do sieni.

W zamian, tuż za sienią, w miejsce dawnych wejść do kramów wstawiono okna i pomieszczenia adaptowano dla potrzeb „Ligi Kobiet”. Na piętrze spokojny(?) żywot wiodły rodziny państwa: B, G, M, oraz K. Powróćmy do zdjęć z lat sześćdziesiątych podobnie do tych z końca lat pięćdziesiątych. Na jednej z fotografii, bowiem na drugiej budyneczek zasłania wiata autobusowa, tak… tak, wiata autobusowa, ponieważ przystanki po wojnie w Koninie kilka razy zmieniały miejsce. Od pierwszego, ulokowanego tuż za budynkiem Syndykatu, kolejno do czasu wybudowanego dworca autobusowego oraz zajezdni przy skrzyżowaniu ulic Staszica i Kilińskiego na pl. Zamkowym(nie mylić z przystankami MZK z początku lat siedemdziesiątych). Następnie przeprowadzka dworca na ulicę Grunwaldzką itd.

Zatem wróćmy wspomnieniami do budynku przed wojną wypełnionym towarami bławatnymi własnością Abrama Wygona. Po wojnie budynek administracyjnie przedzielono „na pół”. Od strony podwórka zamieszkała w nim matka z synem, a do części od strony placu wprowadzili się rymarze świadczący usługi na rzecz Spółdzielni Wielobranżowej. Dla niewtajemniczonych podpowiem, a niepamiętającym przypomnę, że tuż za opowiadanym budynkiem znajdowała się kuźnia mistrza ślusarstwa, oraz kowalstwa pana J. Pod koniec lat pięćdziesiątych swój zakład do nowo wybudowanego domu Mistrz przeniósł na narożnik ul. Zamkowej i Staszica. Natomiast dawną kuźnię adaptowano dla celów mieszkalnych, dzięki temu lokal zajęło państwo L.

Wędrówka po dawnym mieście, to niekończąca się opowieść, a ja zamknę ją nieco parafrazowaną fraszką Jana Sztaudyngera: Ewentualny Czytelniku, upraszam Cię wielce, nie pij mego bajania wiaderkiem, lecz sącz po kropelce.

Tadeusz Kowalczykiewicz

Udostępnij na: