Nowy Konin…
Spoglądając na fotografię zabudowy „Nowego Konina” zastanawiam się czy obecnie nazwa jest uprawnioną – bowiem taki nowy, to on już nie jest!!! Wspomnienie o widocznym na zdjęciu, a oddanym w 1969 roku kompleksie pawilonów przy ul. 1 maja z mieszczącymi się tam: barem, Domem Dziecka, apteką oraz punktami usługowymi translokowało mnie w skórę chłopca, z czupryną wystającą niewiele ponad politurowany blat stołu. Stałem przy nim, otoczony opowiadaniem, że w nieznanym wówczas dla mnie Czarkowie górnicy w 1956 roku wybudowali dom z dachem przypominającym taras widokowy. Minął „moment” i pokrzepiony lemoniadą z baru-knajpy(?) zwanej „Czarną Mańką”, na rowerku „Bobo” pokonywałem wzniesienie drogi prowadzącej do Niesłusza. Na szczycie jeszcze nie opadło wrażenie ze „zwycięstwa” nad stromizną, a już upajałem się widokami z dachu otoczonego betonową kolumnadą „Domu górnika”. Opodal wlotu ulicy Dworcowej, zauważyłem mały budynek służący za strażacką remizę. Jednakże nawet z tak „olbrzymiej” wysokości nie przewidziałem, że po remoncie w 1960 roku zamieni się w kino Energetyk. Nie przypuszczałem również, że w 1962 roku będę maszerował tamtędy na dworzec kolejowy świętować oddanie zelektryfikowanej trasy kolejowej pomiędzy Kutnem a Poznaniem.
Żałuję, że falujące łany zboża, ciągnące się ku Cierpiszowi i Chorzniowi nie wywołały u mnie fatamorgany, bowiem na długo przed, zobaczyłbym uroczystość oddania w 1963 roku pierwszego „bloku” na trzecim osiedlu. Na głos taty: Spójrz tam – odwróciłem głowę. Strofowany: Nie tam…, tam, to dymiący komin brykietowni, a jeszcze dalej widać zarysy budującej się elektrowni Konin. Skieruj głowę bardziej w prawo… widzisz wieżę kościoła? To w Morzysławiu! Mój dziecięcy umysł nie uległ wówczas oniryzmowi i zapewne, dlatego nie dostrzegł kompleksu zabudowań, jakie powstaną na skarpie zawieszonej nad wsią Kurowo. I to właśnie do nich w 1965 roku z Marantowa przeniesie się Szkoła Górnicza. Współbrzmiąc z datą inauguracji szkoły, „bloki” piątego osiedla, rozleją się aż po wieże morzysławskiego kościoła.
Wpatrzony w aleję czereśniową biegnącą ku Glince myślałem o mamie, ale nie spodziewałem się, że przełamie konserwatyzm „starokoninianki” i powie: Nic na ciebie w Koninie nie mogę kupić, musimy jechać na osiedle do „Nastolatki”. Nim zedrę zakupione ubrania, uprzedzenia rodziców do „bloków”, złamie „ekonomia” stąd przyjadą sprzedawać wychowane przez siebie warzywa na plac targowy przy zbiegu ulic Energetyka i Kolejowej. Wówczas mój dziecięcy umysł nie obejmował ogromu nadchodzących przemian oblicza miasta. Czy przeczuwało to serce? Tego nie wiem! Jednakże, w kilkanaście lat później zacznie kołatać gwałtowniej, stąd nie wśród domów Starego Konina, ale przy ulicy Górniczej znajdzie swoją drugą połowę. Jednakże wówczas- stojąc na dachu ubrany w krótkie spodenki odnosiłem wrażenie obcości. Dziś już w nieco dłuższych spodniach, spaceruję obok zmieniającego „oblicze” dawnego „Domu górnika” po swoim rodzinnym Koninie. Jak wynika z chronologii dat – ten „Nowy Konin” – podobnie jak i ja, nie jest już taki nowy…
Tadeusz Kowalczykiewicz