O wodzie sodowej słów kilka…
Oby nigdy woda sodowa do twojej głowy nie uderzyła – zwykł mawiać mój Tato, wysyłając niżej podpisanego do punktu napełnienia „syfonów”. Wprzódy biegałem na ulicę Westerplatte – do rozlewni piwa i oranżady, a później na ulicę ZWM – obecna Szarych Szeregów. Nie muszę przypominać kłopotów z zaworami powodującymi, że po przyniesieniu do domu „butli wypełnionej wodą i gazem” gospodarze spragnieni…. a bąbelek w niej, jak nima, tak nima. Po raz pierwszy wodę napełnioną dwutlenkiem węgla wytworzono w połowie XVIII wieku. Dokonało tego niezależnie od siebie dwóch chemików Joseph Priestlej oraz Johann Jacob Schweppe. Na temat, który z nich był pierwszym panuje rozbieżność. Wraz z upływem lat pojawił się tzw. autosyfon. Niestety, podobnie, jak i na większość artykułów w Polsce panowała „posucha”, stąd na początku lat siedemdziesiątych z autostopowej wyprawy na Węgry takowy „wynalazek” rodzicom sprawiłem. O saturatorach tak wszechobecnych na naszych ulicach nie wspomnę. Podobnie temat, że za 50 groszy szklanka czystej, a za złotówkę z sokiem skutecznie pominę… Pierwsze syfony miały główki miedziane lub ołowiane, a ze względu na szkodliwość plumbum pod koniec lat pięćdziesiątych zastąpiono je plastikiem, tudzież w autosyfonach duraluminium. Jako ciekawostkę należy dodać, że w carskiej Rosji napój pozywany seltzer uznawano za luksusowy. Jak z wodą sodową w przedwojennym Koninie bywało? Jest tajemnicą poliszynela, że wówczas miasto z koniem w herbie przy odpowiednim podparciu i tyczkarz by przeskoczył…, stąd wiedziano o wszystkim i o wszystkich. Jednakże wiadomość o otwarciu w grodzie fabryki wody sodowej mieszkańców nieco zaskoczyła. Niczym grom z jasnego nieba gruchnął news, że przy ulicy Piasecznej – obecna PCK niejaki Wolf Grün uzyskawszy zgodę od Starostwa Powiatowego w 1928 roku, na posesji Izraela Lipszyca fabrykę wody sodowej postawił. W skład wymienionej fabryki wchodziły następujące zabudowania: dom piętrowy, oficyna z elektrycznymi urządzeniami do produkcji wody sodowej, magazyn na syfony, wozownia, drwalniki, kolejna oficyna, przystawka murowana i studnia głębinowa do czerpania wody. I z tak prozaicznego powodu miasto wzbogaciło się o kolejny zakład, a czy woda mieszkańcom do głowy uderzała…., to już temat na kolejne wspomnienia. Wiadomym jest, że nic, bez opinii mediów, stąd na łamach „Głosu Konińskiego”, co prawda nie o fabryce, ale za, a nawet przeciw odnośnie jakości „spożywanej” wody z bąbelkami w lipcu 1936 roku swoją opinię wyrażono. Czy należy wodę gazowaną „spakowaną” w pety lub w syfony pijać lub nie pozostawiam do rozważenia ewentualnym Czytelnikom… Osobiście robiąc ciasto na pierogi, zawsze dolewam…
Tadeusz Kowalczykiewicz