Restauracje Nur Für Deutsche

W większości pobyt w restauracji kojarzy się nam z doznaniami smakowymi, tudzież wrażeniami estetycznymi…., niestety w niektórych wypadkach i z cenami…, ale o tym przemilczę. Był taki czas, że Polaków obowiązywał zakaz wstępu do restauracji, a samo pojawienie się w pobliżu mogło w najlepszym(?) wypadku kończyć się szykaną, a wielu pobiciem.

Wraz z wkroczeniem do Konina wojsk niemieckich podczas II Wojny Światowej oprócz administracji również i restauracje zostały przejęte przez autochtonów posiadających pochodzenie niemieckie.

Opowiadanie o placówkach gastronomicznych w Koninie z okresu II Wojny Światowej zacznę od placu Wolności z przypisaną do niego ówczesną nazwą Adolf Hitlerplac. Znajdowały się tam dwie restauracje. Jedna w domu z numerem 15 będącą od 1926 roku własnością Jerzego Trenklera. Do tej osoby powrócę na koniec opowiadania. Druga znajdowała się w domu z charakterystycznymi do dnia dzisiejszego schodami prowadzącymi na ozdobny ganek. Jej właścicielem został Albert Rössentrager.

Tuż u wylotu placu, na rogu 3 Maja(Göring Strasse.) oraz Przechodniej(Apothekegaschen) pod nazwą „Wartheland” działa restauracja, którą prowadził Erwin Kaiser. Należy dodać, że w powojennej historii Konina lokal wpisał się w pamięć pod nazwą „Europa”.

Ówczesny krajobraz ulicy 3 Maja był nieco odmienny od dzisiejszego, stąd trudno jest nam uzmysłowić, że w parterowym budynku, u zbiegu 3 Maja z ulicą Staszica po dawnym sklepie z towarami różnorakimi restaurację otworzyła Eugenia Schnitzer.

Idąc dalej, tuż obok straży, pod numerem 49 znaną w Koninie i nie tylko, restaurację prowadził Aleksander Kurowski. Tak…, tak… ,to jedna z ofiar egzekucji z 22 września 1939 roku. Nie dość tragedii rodzinnej, to na dodatek restaurację, oraz cały dobytek przejął Lukas Samuel. Po wojnie palcówkę gastronomiczną opatrzono nazwą „Zacisze”.

Na przedmieściu kaliskim przy ulicy Dąbrowskiego, wówczas Zagórowskiej zoczymy obecną do dnia dzisiejszego dwupiętrową kamienicę należącą przed wojną do rodziny Kowalskich – właścicieli znajdującego się obok młyna. Po wkroczeniu okupanta wysiedlono mieszkańców przeznaczając budynek na cele rozrywkowe dla Niemców. Pod kierunkiem Emmy Badke zaczęła tutaj działać restauracja, kasyno, lokal nocny, a na drugim piętrze wynajmowano pokoje na godziny.

Tuż przy „wylocie” z Konina przy skrzyżowaniu ulic Kościuszki(Richthofen Strasse) z Zagórowską(Zeppelin Strasse) w miejscu będącym własnością Strzelczyńskiego restaurację zaczęła prowadzić Erna Polei. W zamian na ulicy Wojska Polskiego(Kakoschke Strasse) znany lokal własności Pawlaka przejął Pohl Adolf. Natomiast na dworcu kolejowym niegdyś jadłodajnią kolejową zawładnęła Anna Torenz nazywając ją Bahnhofrestaurant.

Wszelkie lokale mają przypisane godziny otwarcia, stąd mieszkańcy wiedzieli, o której bezpiecznie było można koło nich przejść, by nie natknąć się na wychodzących z lokalu, często podnieconych przedstawicieli (rasy panów). Największe niebezpieczeństwo groziło mieszkańcom przedmieścia Kaliskiego, oraz Kolskiego. Lokal przy Zeppelin Strasse ze względu na swój charakter czynny był całą dobę. Z tak prozaicznych powodów o każdej godzinie mogli spotkać rozchełstanych alkoholem i butnych władzą okupantów. W historii miasta, a raczej na ciele jego mieszkańców zapisało się nie jedno przykre zdarzenie.

Już w grudniu 1944 roku, niedawni sąsiedzi, a podczas wojny akcentujący swoje niemieckie pochodzenie restauratorzy, w obawie przed karą uciekali z Konina. Tylko jeden z nich – Jerzy Trenkler mógł chodzić z podniesioną głową. Udowodnił, że nie przynależność religijna, narodowościowa, partyjna się liczy, a człowieczeństwo. W stosunku do wyżej wymienionego nie padło żadne słowo oskarżenia. Z tego powodu, po wojnie reaktywował swoją restaurację…. co prawda nie w dotychczasowej formie, ponieważ byłoby to ponad zdolność umysłową ówczesnych władz. Wyrażono zgodę, by słynącą latami restaurację sprowadził do miana jadłodajni, w której stołowali się tylko urzędnicy państwowi. Nie byłbym sobą nie przytaczając anegdoty związanej z tymi wydarzeniami: Jeden urzędników, w kolejnych latach nadający kierunek rozwojowi(?) Konina- stąd pominę nazwisko, siał obawy odnośnie możliwości zatrucia się serwowanymi w stołówce potrawami. Argumentując: bo to jednak Niemiec. Niestety w latach pięćdziesiątych w sukurs tego typu niemocie umysłowej, pojawił się Hilary Minc, który ostatecznie rozprawił się z prywatnymi restauracjami.

Żeby nie było smutno, że tylko wówczas stało „o krok” od dość zawiłego kierunku myślenia. W miejscu dawnej restauracji Trenklera w 1966 roku oddano do użytku kawiarnię o nazwie Koliber. W „połowie” lokalu projektant zaplanował i umieścił wolierę dla papug. Widocznie według jego wizji miał się tu odbywać dialog: papuga – kawiarniany klient. Czy pytał o to papugi? Chyba tak, bowiem kompletnie nie dostrzegał otaczającego wolierę papierosowego smogu łączonego z oparami alkoholu oraz hałasem. Papużki dość oportunistycznie przyjęły wytyczoną przez projektanta rolę i już po tygodniu pod wpływem „dymnego otoczenia” zmieniły kolor upierzenia z zielonego na żółte. Podobnie zamiast wymieniać poglądy z ich dziobków wydobywał się głos rozpaczy. Po miesiącu papugi zniknęły, a w zamian pojawiły się kanarki. Wiadomo, kanarek to dumny ptaszek, stąd, pewnikiem widoku kawiarnianych klientów już po bardzo krótkim czasie stały się dziwnie sztywne. Morał z opowiadania może być tylko jeden: projektant na tak, tylko kawiarni klienci nie dorośli do czasów, w którym zaczął brylować dr. Dolittle.

Tadeusz Kowalczykiewicz

Dzięki uprzejmości Leszka Jobdy, wnuka Aleksandra Kurowskiego, mogłem skorzystać z rodzinnego albumu Kurowskich i podzielić się z Wami klimatem tej przedwojennej restauracji.

Udostępnij na: