Handel uliczny w Koninie
Był taki czas, że w Koninie wraz ze świergotem ptactwa, oraz rozbuchanej przyrody nastanie wiosny podkreślał handel uliczny. Jest w grodzie z koniem w herbie ulica drzewiej szumnie pozywana „Nowomiejską”, dla odmiany w społeczności żydowskiej mówiono o niej „Krom Gesl”, by podczas II drugiej wojny światowej przyjąć nazwę „Gustlof Strasse”. Nazwa ulicy pochodzi od „niezliczonej” ilości znajdujących się tam kramów, stąd od końca XIX wieku- aż do chwili obecnej chadzamy „Kramową”. We wspomnianej uliczce po zakończeniu wojny w dawnej formie ponownie rozkwitł handel, jednakże znikł ostatecznie gdy swoimi reformami główny ideolog partyjny – Hilary Minc ograniczył prywatną działalnością zarówno handlową oraz gospodarczą. I wówczas pozostałość handlowego klimatu ulicy stanowiły umownie zwane przekupki. Nazwa przekupki jest nieco mylącą , bowiem na „narożnikach” lub jak wówczas mawiano „winklu” – w dni nie targowe swoje produkty sporadycznie oferowali także rolnicy lub ogrodnicy. Podobnie w okresie wysypu jagód, czy grzybów „okazjonalni” zbieracze mogli tam również spieniężyć swoje dokonania. Ponieważ „Kramowa” była ulicą przechodnią stąd stawała się miejscem „ruchomej” reklamy. Owe role pełniła „umyślna”… a wyglądało to między innymi tak: do osoby spieszącej ulicą podchodziła „umyślna” i nieco konfidencjonalnie sugerowała – Kochanie… ,we wtorek…, w tanich jatkach świnię sprzedawać będzie rolnik X…, a w piątek Y. Dzięki kochaniutka… z rana polecę, bo później dla mnie nie stanie…, a chociaż świntuch będzie świeży – z niepokojem dopytywała indagowana… Złociutka… jak nie będzie świeże, to znaczy od jutra możesz mi się nie kłaniać. Ktoś może zapytać, a co na to „Sanepid”? Otóż zarówno nad świeżością kabana oraz produktów sprzedawanych przez umownie nazywane przekupki czuwał ktoś większy oraz silniejszy , a był nim „strach”. Nikt nie pozwolił sobie na sprzedaż czegoś co nie stanowiłoby dobrej jakości, bowiem tego typu transakcja stanowiłaby jednorazową i wówczas… „sprzedawcy” nikt by się nie kłaniał … o sromocie spadającej na jego rodzinę nie wspomnę.
Tadeusz Kowalczykiewicz