Bajanie o ukochanej ulicy… część V

Podczas ostatniego bajania zatrzymaliśmy się retrospekcją przed kamienicą rodziny Kamińskich posadowioną przy skrzyżowaniu ulic Szarych Szeregów i 3 Maja. Wszem i wobec jest wiadomym, że tuż za farą stał mur obronny, a za nim był posłany na jednej z odnóg Warty most. Podczas II Wojny Światowej Niemcy rozebrali zarówno mur i most.

Po rozbiórce mostu, oraz obawie, by rzeka nie „przypomniała” sobie, że i tędy ku Odrze swe wody wiekami toczyła, pod ulicą 3 Maja ułożono podziemny przepust. Po zakończeniu wojny celem melioracji zaprojektowano kanał pomiędzy rzeczkami Topiec oraz Powa. Wobec problemu przeprowadzenia wód przez Konin, wykorzystano do tego przywołany powyżej przepust. Kolejno wody popłynęły wzdłuż ulicy Szarych Szeregów, by przekroczyć skrzyżowanie ulic Kościuszki z Dmowskiego, ominąć park i śląc ukłony błoniom wokół Krykawki wpaść do Powy.

Zanim powrócimy do dziecięcych wspomnień związanych z kanałem przystańmy na moment przy nadmienionej kamienicy rodziny Kamińskich. Zakonotujmy w pamięci czynny tu latami sklep rzeźniczy z narożnika domu, lecz pomni dziecięcych pragnień ustawmy się przed okienkiem wmontowanym w fasadę domu tuż przed sklepem. W tym momencie odrobina wyjaśnienia: prawie do końca lat sześćdziesiątych zamieszkujący w Koninie tylko słyszeli lub mieli okazję podczas wakacyjnych wojaży smakować lody z automatów „Carpigiani”. Ku ich radości w nadmienionym miejscu zainstalowano to włoskie cudo techniki serwujące zimne przysmaki.

Miała być wędrówka wspomnieniowa nieco frywolna, zatem… Nadeszła druga połowa lat siedemdziesiątych, czasy lodów z automatu stały się powszedniością, pewnikiem dlatego ofertę w punkcie urozmaicono goframi, oraz rurkami z bitą śmietaną. Mea culpa, bowiem niżej podpisany, „bieżąc ku nowoczesności”, tudzież pod wpływem kuszących słodyczy ominął zasady savoir vivre wpajane przez rodziców, że: – wszelkie potrawy należy spożywać w domu, tudzież przynależnym do tego miejscu, w żadnym wypadku nie na ulicy. Jak to mówią: „słowo się rzekło, kobyłka u płota” i niżej podpisany smaląc cholewki do przyszłej, a dzięki Bogu obecnej żony pewnego letniego popołudnia zaproponował Jej konsumpcję gofra z bitą śmietaną. Wybranka serca, była ci wówczas chudziną… ,oj chudziną i do tego niejadkiem. Zatem na tej „gofrowej randce” ze smakołykiem w ręku udaliśmy się spacerowym krokiem w kierunku obecnego ronda św. Ducha – czytaj dystans około 400 metrów. Tuż przed rondem moja Luba miała skonsumowane już, … pół !!!… słownie: – pół gofra!!!. Do dziś widzę Jej śliczne oczęta podparte pytaniem: – zjadłbyś resztę, bo już nie dam rady….? Ponieważ obawiam się stąpać po cienkim lodzie, dlatego wspomnienie podsumuję: Oj…, oj szczuplutkie… szczuplutkie, to były czasy.

Wracając do podziemnego kanału, to posiadał on długość cirka 200 metrów. Jego wlot zaczynał się na wysokości narożnika południowo – zachodniego ogrodzenia kościoła św. Bartłomieja, a kończył się wylotem w miejscu obecnego wjazdu do Lidla od strony ul. Kilińskiego. Jeszcze w latach sześćdziesiątych wody opowiadanego cieku wodnego wręcz raziły czystością. Wraz z upływem lat –czytaj troską o środowisko, ścieki z pobliskich domów, podobnie tłuszcz zwierzęcy z rektyfikacji oraz smary i oleje z zajezdni PKS wpływały do kanału, kolejno bywalcy pijalni piwa posadowionej nad kanałkiem dokonali „uzupełnienia” i od tego momentu ciek nie tylko widokiem, lecz przede wszystkim zapachem zyskał miano „smródki”. Wielu trudno będzie uwierzyć, że w latach sześćdziesiątych nikogo nie dziwił wędkarz „moczący kij” na wysokości ówczesnego dworca, czy zajezdni PKS- u.

Nie znam przedziału czasowego należnego przedawnieniu dla tego typu przestępstw, stąd z wielką obawą przyznam się do niecnego czynu. Zabawy ze względu na ówczesną masową dostępność do komputerów, komórek oraz wszelkich nowinek technicznych, zamykaliśmy w ramach pomysłów własnych i przyznam, niekiedy mających dość osobliwy charakter. Zarówno wlot podobnie wylot do kanału chroniły zbudowane z prętów „wrota”. Domniemam, że te ażurowe „zapory” w zamiarze miały chronić przed wpłynięciem do wnętrza kawałków drewna, tudzież innych zanieczyszczeń, powodujących niedrożność cieku. Kanał budowano podczas wojny i domyślać się mogę, że wrota z prętów stanowiły również utrudnienie dla skrywaniem się w nim. No i czas na przyznawanie się: … w pogoni za szczupakami i my właziliśmy do kanału!!!

Tuż za skrzyżowaniem… ale to już w kolejnym bajaniu

Tadeusz Kowalczykiewicz

Udostępnij na: