Co musi się jeszcze stać by zabroniono sprzedaży fajerwerków???
Włącza człek sobie poranny serwisik informacyjny 1 stycznia, jak co roku bez zmian: ileś urwanych paluchów, rozerwanych dłoni, policja szuka osób, które odpaliły petardy, które spowodowały pożar mieszkań, płonące auto rozszczelniło gazociąg…
Co się jeszcze musi wydarzyć by zakazano sprzedaży tego syfu??? Czy jak przez ten rozszczelniony gazociąg wyleciałoby w powietrze pół osiedla, a wybuch zarejestrowałyby satelity, trupów szukanoby dwa tygodnie w promieniu kilku kilometrów, ciała składanoby przez miesiąc po testach DNA z różnych fragmentów – to trafiłoby do naszych mózgów, że są to niebezpieczne materiały pirotechniczne, a tak kilka spalonych aut i mieszkań to jeszcze ujdzie w tłoku???
Miliony przestraszonych zwierząt, starszych ludzi na antydepresantach, wyciszających się podwójna dawką w tę piękną noc???
Moja partnerka jako nastolatka miała ukochanego psa Czarka, wyszła z nim na spacer w tę cudną noc, nieodpowiedzialnie bez smyczy, ktoś rzucił petardy – nigdy więcej nie widziała swojego ukochanego Czarka, uciekł przestraszony, szukała go z koleżanką kilka dni…
Gdy miałem kilkanaście lat też mi się wydawało to zabawne, kumpel Radzio zapalił Mini-Ciciola za kilkadziesiąt groszy w toalecie w internacie, wrzucił do sedesu i spukał, po chwili buuuum, ogromne ciśnienie spowodowało, że sedes pękł, wtedy wydawało mi się to śmieszne, jaja jak berety, jeszcze śmieszniej było, gdy kumpel po weekendzie przybył do internatu z nowiutkim sedesem…
Wtedy mnie to śmieszyło, dziś już nie i czekam aż ktoś zakaże sprzedaży tego syfu!
Zmienia się nasza mentalność i przestajemy kupować żywe karpie i chodzić po mieście z trzepoczącą się rybą, która się dusi, to może kiedyś zamiast kupować fajerwerki przekażemy to kilkadziesiąt złotych na jakiś szczytny cel!