Kamera…, jednakże już nie obscura…

Wypasione, tak mawiają o swoich telefonach komórkowych przedstawiciele młodszego pokolenia… Dzięki zainstalowanych w nich aparatach fotograficznych możemy tworzyć dokumentację zdjęciową z wycieczek, rodzinnych lub koleżeńskich, czy też „pracowych” spotkań. Postęp techniki umożliwia dokonania ewentualnej korekty, retuszu itp. Nie potrzeba również osób trzecich do zrobienia nam „pstryk”, bowiem podpierając się wyrazem wyjętym ze słownika angielskiego naciskamy guzik i… mamy selfie. Pełni wygodnictwa zapominamy, że jeszcze przed dwudziestu laty wykonanie zdjęcia wymagało znajomości – przynajmniej podstaw działania aparatu fotograficznego. Wiadomości o czasie naświetlania, dostosowaniu odległości, przysłony, stawały się koniecznością, a o tym, że po oddaniu kliszy do fotografa na efekt swoich poczynań czekało się nieraz miesiącami nie wspomnę.
Jak było w Koninie bardzo… bardzo dawno temu? Przeglądając fotografie z dawnych lat, za najstarsze uznajemy zrobione przez pokolenie Pęcherskich, Józefa Holasa, czy trwającej w zawodzie do dnia dzisiejszego rodzinie Sypniewskich. Cofnijmy się myślami o 130 lat. Jest rok 1888, a wówczas firma Kodak rzuca slogan reklamowy „ You Press the button, we do the rest” – ty naciskasz guzik, a my robimy resztę. Jaki to ma związek z Koninem? Ano ma, bowiem, gdy na świecie fotografia dopiero raczkowała w grodzie z koniem w herbie mieszka A. Wollenberg prowadzący pierwszy w mieście zakład fotograficzny. Jest prężnie działającym rzemieślnikiem, stąd powstaje jego filia w Turku.
Teraz w naszej wędrówce zajrzyjmy na ulice Konina dwudziestolecia międzywojennego…. Przy ulicy Trzeciego Maja w domach opatrzonych wówczas numerami 5 oraz 45 – znajdują się dwa zakłady fotograficzne. Fotografowie umownie podzielili się „rewirami”, a szczególnie niedziela to dla nich czas intensywnej pracy. Mieszczanie po trudach tygodnia wypoczywają spacerując, a wówczas oni: całuję rączki… kłaniam, pozwolą państwo… może fotkę… i „trzaskają” aparatem zdjęcia aż miło, równolegle wręczają karteczkę opatrzoną słowami – do odbioru jutro…. polecam się…. Wówczas aparat fotograficzny był zaliczany do towarów ekskluzywnych i niewielu w grodzie nad Wartą go posiadało, stąd utrwalanie ówczesnych faktów scedowano na opowiadanych rzemieślników…
Jako dokumentację „tamtych czasów” pozwoliłem sobie zaczerpnąć fotografie z przepastnych zasobów Zosi Gibowskiej – Kreglewskiej oraz własnych.

Tadeusz Kowalczykiewicz

Udostępnij na: