Wodospad
Zdjęcie zamieszczone w internecie u niżej podpisanego wywołało lawinę wspomnień, które w skrócie można nazwać: bajanie o tym, jak przyroda i nie tylko kąpielisko zlikwidowała.
By dojść do tak nonsensownego wniosku należne są odniesienia historyczne. Otóż nadmieniana kaskada nie powstała w sposób naturalny, lecz pobudował ją człowiek. Pominę dane o górnym biegu Powy, Pokrzywnicy, czy Strugi, bowiem różnie ją pozywano, a skupię się na okolicach wodospadu. Otóż przez wieki nasza rzeczka łączyła się z Wartą na wysokości Chorznia. To właśnie w tym miejscu pobudowano gród będący praojcem Konina umownie nazywany Kaszubą. Zapewne powodem działań natury, w którymś momencie rzeczka utraciła ochotę toczenia swych wód w nadmienianym miejscu i do końca lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku wpychała je na wysokości Krykawki. Dla zainteresowanych zasugeruję zajrzenie do Google Maps, a tam pozierając z „góry” wprawne oko dostrzeże ślady po dawnych korytach Powy. Wracając do lat pięćdziesiątych, to z jakiś powodów człek niczym kijem odmienił koryto opowiadanej rzeki. Na wysokości obecnej oczyszczalni ścieków otoczył ją wałami i skierował ku Ruminowi. Rzeki pływają zakolami, lecz nigdy na terenach nizinnych pod kątem prostym, a w przypadku Powy właśnie taki bieg rzeki człek zaplanował. Podczas wysokich stanów rzeczki, w sposób oczywisty jej tok, by przerwał wał i powrócił do dawnych koryt. Z tego powodu koniecznym było „spowolnienie” nurtu rzeki, stąd pobudowano wodospad. Nad nim posłano kładkę umożliwiającą przejście na drugą stronę. Niestety kładka była zbyt niebezpieczną – zginął człowiek i miast ją modernizować zlikwidowano i tą lub jej kikuty konstrukcji stalowej tylko „najstarsi górale pamiętają” Teraz do sedna. Nasza Powa od źródeł swe wody toczyła wśród łąk oraz pól. Płytki nurt, smagany przez słońce powodował, że letnią porą woda była niczym podgrzewana. Jedyną leśną kurtynę stanowił las położony na niewielkim wzniesieniu, a ze wzglądu na jego wysokość pozywany Kozią Górą. W latach pięćdziesiątych na Posoce, od zachodniej strony koryta rzeki posadzono zagajnik będący w chwili obecnej lasem, a powyżej jej biegu, bowiem już od Niklasu poprzez Golankę – czytaj miejscu obecnego zbiornika retencyjnego, kolejno Stare Miasto Powę otoczyły zarośla. Z tak prozaicznych powodów nasza rzeczka nie po odkrytym terenie, lecz wśród drzew, zabudowań, swe wody nadal toczy, zatem o „ naturalnym podgrzewaniu” wody trzeba zapomnieć. Podobnie sznury samochodów pędzących po Trasie Bursztynowej opierającej się o wschodnie brzegi rzeki spowodowały, iż kąpielisko w sposób oczywisty utraciło swoje zalety i pozostał po nim tylko wspomnień czas. Mało zorientowani mawiali, że ten nie zna życia, jak nie służył w marynarce, a ja powiem: Ten nie zna życia, kto rozkoszy plażowania przy wodospadzie oraz otaczającym je wzgórzu nie doznał.
Ps. Swoje bajanie pozwoliłem sobie uzupełnić zdjęciami Jana Sochackiego.
Tadeusz Kowalczykiewicz