Telefony

Wszechobecne telefony komórkowe powodują zapomnienie – tu podpowiedź dla młodszych Czytelników, że był taki czas, iż na połączenie z abonentem w innym mieście czekaliśmy nieraz po kilka godzin…, o rozmowach międzynarodowych nie wspomnę… Jednakże nie o owych – na szczęście minionych przypadłościach chciałabym powspominać, lecz o tym: jak to na początku XX wieku z posiadaczami wynalazku Bella w Koninie bywało.

Zanim listy abonenckie z lat 1907, 1914, czy 1932 potraktujemy wybiórczo koniecznym jest zapoznać się z obowiązującą wówczas instrukcją dla posiadaczy telefonu; „Sygnalizacja; Po dłuższem dzwonku na odezwanie się stacji, trzeba wymienić abonenta, z którym się chce rozmawiać. Po otrzymaniu odpowiedzi stacji „połączone”, dzwoni się dłużej po raz drugi i słuchać póki żądana osoba nie odezwie się. Po skończeniu rozmowy daje się trzykrotny urywany dzwonek. Podczas dzwonienia słuchawka powinna być zawieszona na haczyku. Mówić należy głosem zwyczajnym, nie podniesionym. W czasie burzy telefony są nieczynne….”

Załóżmy, że nasz hipotetyczny abonent powyższe wskazówki wykonał sumienie, stąd po połączeniu z numerem cztery mógł już zgłosić swój akces na balu organizowanym przez „Towarzystwo Wioślarskie”. Każdy z uczestników balu, pomny, że 10% z zysków zostanie przeznaczane na pomoc bezrobotnym wręcz za swój honor uważał wyposażenie bufetu w ramach środków własnych. W tymże celu poprosił „centralę” o połączenie z nr 22, którego beneficjentem był pan Kowalski – właściciel browaru przy ul. Dąbrowskiego i wówczas…. hulaj chmielem duszo. Bardziej zaawansowani w „napojowych sprawach” łączyli się z numerem 11 przynależnym do „Składu Monopolowego”, tudzież prosili abonenta spod numeru 23, przypisanego do rektyfikacji – Szpilfogla i Waldmana. Opuśćmy kurtynę na domysły, czy po balu najbardziej „aktywni” uczestnicy dzwonili pod numer „pięć” należącego do dr. Żywanowskiego lub, co gorsza pod numer 12 przypisany do szpitala.

Oczywiście nie samymi balami ówcześni Koninianie żyli, stąd korzystano również i z innych połączeń między innymi z numerem 14 – odpowiednikiem centrali w Magistracie. Niestety ówczesne wykazy abonenckie milczą, kto mający wizytować Konin po połączeniu z numerem „sześć” „Hotelu Polskiego” rezerwował pokój. Mijały lata, a abonentów coraz bardziej cieszyły informacje, że od dziś; „… przez stację Stawiszyn można uzyskać połączenie z Jarantowem, Żelazkowem, Złotnikami Wielkimi …., natomiast przez stację Rychwał ze Smaszewem, czy Grzymiszewem …” Od tego momentu Puławscy – właściciele Grzymiszewa nie musieli już się już fatygować do Konina, bowiem wystarczyło poprosić „centralę” o połączenie z numerem 3, by odzywał się L. Reymond – właściciel fabryki na Słupeckim Przedmieściu. Domyślać się mogę, że rozmowy na temat zakupu nowej pompy, czy kieratu szły nie jak po maśle, lecz po „drucie”.

Analizując poszczególne listy abonenckie z lat 1907, 1914, czy 1932 zauważymy, że numery przynależne do poszczególnych abonentów ulegały zmianom, a również splotem różnorakich – niekiedy globalnych zdarzeń „wygasały”. Z tego powodu już nie dodzwoniliśmy się pod numer 24, by porozmawiać z proboszczem kościoła prawosławnego w Koninie – Aleksandrem, synem Bazylego, Świełowem. Na początku lat trzydziestych XX wieku pojawili się abonenci z trzycyfrowymi numerami, a listy posiadaczy telefonu się nieco wydłużyły. Dla przykładu prosząc o numer 102 uzyskaliśmy połączenie z tartakiem parowym przy dworcu kolejowym należącym do Arona Ryczke. Zainteresowani nowinkami motoryzacyjnymi telefonowali pod nr 120 przypisany do hotelu, oraz restauracji Jerzego Trenklera, bowiem tutaj miał siedzibę przedstawiciel „Polskiego Touring Klubu”. Wspomniany numer hotelowy przywoływali również abonenci o bardziej subtelnym smaku – celem zamówienia stolika na romantyczną kolację. Natomiast mieszkańcy Konina zniewoleni koniecznością naprawy pieca łączyli się z numerem 115 za którym „ukrywał” się mistrz w swoim zawodzie Trzepierczyński Józef. Przy bólu zęba zamawiano wizytę pod numerem 100 , którego właścicielem był lekarz dentysta Świderski Michał. Natomiast zakłopotani stanem prawnym, „dryńdali” pod numerem 103 i umawiali się na poradę od hr. Wincentego Wodzińskiego. O numerze 20 przypisanym do więzienia na ulicy Wodnej, oraz innych nie wspomnę.

Listy abonenckie z tamtych lat są kolejną cegiełką dla poznania – a dla wielu przypomnienia osób, oraz instytucji obecnych w ówczesnym Koninie.

Tadeusz Kowalczykiewicz

Udostępnij na: